Od dłuższego czasu czekałam na ich koncert i w końcu był! Najlepszy zespół świata wystąpił w Berlinie.
The Neighbourhood <3
Mniej więcej dwa lata temu poznałam ten zespół. Na początku znałam tylko jedną piosenkę, ale z czasem zaczęłam ich bardziej słuchać. Pod koniec 2014 roku grali w Polsce, a ja przegapiłam ich koncert i w dodatku zorientowałam się o tym dzień później :'). W każdym razie było to moje marzenie i rodzice obiecali, że pojadę na następny. Czekałam i czekałam, ale wszystkie były tylko w Stanach, a wiadomo, bilety nie są wcale takie tanie. Aż jakieś dwa, może trzy mieniące temu zobaczyłam, że ruszyli w trasę koncertową i że będą w Londynie, Amsterdamie i Berlinie. Od razu powiedziałam to tacie i kupiliśmy bilety. Zostało i wtedy już tylko czekać.
Wyjechaliśmy w niedzielę około 6-7 rano i obraliśmy kierunek- Berlin. Na miejscu byliśmy dopiero około 14, więc zdążyliśmy zameldować się w hotelu i iść na miasto. Tego dnia pogoda nam nie dopisała, ponieważ ciągle padał deszcz i po dwóch godzinach chodzenia nawet moja kurtka ( która chyba nigdy nie przemięka) stała się jedną wielką gąbką :'). Wróciliśmy do hotelu i wysuszyliśmy, aby po paru godzinach wyjechać na miasto. W Niemczech jest zwyczaj, że w niedzielę wszystko, albo zdecydowana większość sklepów jest zamknięta, nie mówiąc już o galeriach. Dlatego był to bardziej spacer w deszczu. Zjedliśmy ich tradycyjne kiełbaski i wróciliśmy do "domu". Następnego dnia poszliśmy na śniadanie, a potem pojechaliśmy na zakupy. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie kupiła chociaż paru rzeczy. Tym razem poszłam do PRIMARK'a. Następnie metrem udaliśmy się do sklepu dla plastyków, gdzie znalazłam piękne małe koperty ( tak uwielbiam takie urocze rzeczy). Wróciliśmy pod Berliner Fernsehturm i poszliśmy na kawę do Starbucks'a, gdzie kupiłam kubek termiczny i pyszną pierniczkową latte. Wracając do hotelu wstąpiłam do sklepu indyjskiego, gdzie kupiłam łapacz snów o którym marzyłam w pięknym różowym kolorze. Gdy byliśmy już w pokoju od razu zajęłam łazienkę i naszykowałam się na najważniejszy punkt programu.Założyłam czarne rurki z wysokim stanem, T-shirt z zary w kolorze burgundowym i wyprostowałam włosy, a wszystko podkreśliłam mocnym makijażem i ustami tego samego koloru co bluzka. Około 18:30 byłam gotowa, więc poszliśmy na metro i pojechaliśmy do klubu.
Gdy dotarłam na miejsce od razu spodobał mi się budynek w którym znajdował się klub. Stara stacja, lub coś w tym stylu, w każdym razie był ceglany i w stylu retro. Weszłam do środka i zostałam oznaczona jako niepełnoletnia, chociaż w pierwszej chwili nie byli tego pewni XD Na początku występowali jacyś raperzy z Californii i chociaż koncert miał zacząć o 20 to na scenę weszli dopiero o 21. Oczywiście wszyscy zaczęli się drzeć i wgl, le jeśli mam być szczera to byłam bliska łez. Uwielbiam Jesse'ego i w końcu zobaczyłam go na żywo. Jednak zdjęcia to zupełnie co innego. Nigdy nie byłam chyba tak wielką fanką kogokolwiek. Zaczęli grać, ale w pewnym momencie Jesse stwierdził " Sorry, I fucked it up" ( bosz kocham go za to <3 ;') ) i musieli zacząć piosenkę od początku. Każda piosenka była przepełniona emocjami i była zagrana w bardzo wyjątkowy sposób. Właśnie to jest jedną z wielu zalet (?) koncertów, że można śpiewać z ulubionym zespołem czy wokalistą. Jest to coś na prawdę wyjątkowego, ponieważ czujemy jakbyśmy byli ich jeszcze bliżej. Dlatego cała sala śpiewała, machała rękoma i skakała przy szybszych utworach. Było na prawdę cudownie! Zdecydowane był to najlepszy koncert w moim życiu.
Następnego dnia poszliśmy jeszcze na miasto i około 12 wyjechaliśmy. W Łodzi byłam po 20 i zdążyłam jeszcze porozmawiać z Michałem i poszłam spać.
W co zaopatrzyłam się w Berlinie? Na pewno w nową czarną bluzkę z Primark'a, łapacz snów, kubek termiczny Starbucks'a, papier do pakowania prezentów ( różowy w białe kropki <3 ), kosmetyczkę, puchatą kulkę do torby, sztuczne rzęsy. Kupiłam też parę butelek wody, ponieważ znalazłam wodę o smaku jagód, albo borówek, tego nadal nie jestem pewna. To jest jedyna woda, która ma tak intensywny smak. Dlatego kupiłam jeszcze wiśnię i brzoskwinię którą już wypiłam oraz kiwi. Oprócz tego kupiłam prezenty dla Zuzi i Michała. Tzn pierniczki w kształcie serca z napisem księżniczka, oraz książę po niemiecku. Znalazłam też już coraz gorzej dostępną u nas HubbeBubbe owoce leśne i cukierki o smaku arbuza.
Instagram Jesse'ego --->https://www.instagram.com/jesserutherfordthenbhd/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz